sobota, 25 lutego 2012

Nareszcie!!

Od wielu dni usiłowałam napisać nowy post, niestety nie mogłam a dziś proszę, uzyskałam możliwość pisania:) Sporo spraw wydarzyło się u mnie w tzw, między czasie. Po pierwsze, którejś niedzieli mój mąż stwierdził, że być może jest możliwe wygospodarowanie tygodnia czasu na jakiś urlopik i gdzie bym chciała ewentualnie pojechać?? Zatkało mnie, więc bezmyślnie powiedziałam, że wszędzie tam gdzie on by chciał, po czym już w czwartek o poranku znaleźliśmy się w samolocie lecącym do Londynu:) To byłby jeden z najbardziej udanych urlopów, gdyby nie choroba męża i trochę beznadziejna pogoda (zimno, opady śniegu a później deszczu). Po pierwszej rundzie zwiedzania, mąż się przeziębił na tyle mocno, że 3 dni spędziliśmy praktycznie nie wychodząc z domu. Aha, zapomniałam napisać, że polecieliśmy do naszej serdecznej znajomej i jej rodziny i u nich spędziliśmy ten tydzień. Są to naprawdę wspaniali serdeczni ludzie, u których czujemy się jak u siebie. Ponieważ zwiedzać nie mogliśmy, zrobiliśmy sobie orgię kulinarną:) Nasi gospodarze serwowali różne nam nieznane dania a my w podzięce gotowaliśmy nasze hity:) Wszyscy przytyliśmy:) Śmiechu, pozytywnej energii i serdecznych słów było tyle, że naprawdę odpoczęliśmy, pomimo nieprzychylnej aury i choroby. Po powrocie, zorganizowaliśmy spotkanie z dziećmi i wnukami na wręczanie prezentów (tyle ciuszków dla dzieci kupiliśmy, że trzeba było nową walizkę tam zakupić) i nasza mała wnusia wcieliła się w rolę małej modelki:) Prześlicznie wyglądała w tych wszystkich sukieneczkach i kreacjach, które dla niej zakupiliśmy. Wnuk też dostał solidną porcję ubranek, ale jego przymierzaniem nie mordowaliśmy. A już w niedzielę (w czwartek w nocy wróciliśmy) mąż zdecydował, że trzeba odnowić kuchnię i przedpokój oraz wymienić starą pralkę na nową. Udało nam się kupić pralko-suszarkę w przyzwoitej cenie i od wtorku ruszył ten niby drobny remont. Jak zwykle okazało się, że trzeba skrobać sufit i kłaść nową gładź gipsową i całe mieszkanie pokryło się warstwą białego pyłu! A ja przecież musiałam jeszcze nadrobić "stracony" tydzień u mamy, i natychmiast po powrocie dostałam okres, ze wszystkimi atrakcjami i naprawdę marnym samopoczuciem. Ale dziś już mamy najgorsze za sobą , zostały jeszcze tylko drobne poprawki w przedpokoju i już koniec tego zamieszania. Kuchnię pomalowaliśmy na zielony groszek, a przedpokój na kolor słoneczny. Pralko-suszarka wypróbowana i pierze naprawdę dobrze a suszy jeszcze lepiej:) Teraz mąż myśli o pomalowaniu jeszcze pokoi, ale to dopiero za kilka tygodni, bo muszę naprawdę złapać oddech. A co u Was ?? :))))

środa, 1 lutego 2012

Wywołana do odpowiedzi:)

Ponieważ scenki wywołały mnie do odpowiedzi to czuję się zobowiązania do zabawy:)
Nie oglądam seriali o miłości, jedyne jakie oglądam to dr. Hause i C.S.I., poprostu mnie inne nie interesują. Może jestem mało romantyczna, ale wg. mnie miłość to zupełnie coś innego niż wielkie uniesienia i porażające porządanie, dla mnie to chęć uchylenia rąbka nieba ukochanej osobie, to myślenie o niej zamiast o sobie, to staranie się o stworzenie najlepszych warunków dla rozwoju osbowości i inicjatywy ukochanego.
Ze starych seriali, oglądanych w dzieciństwie lubiłam bardzo "Stawiam na Tolka Banana" i "Carina" :) Ogólnie to szkoda mi czasu na oglądanie telewizji, raczej oglądam filmy lub programy naukowe oraz oczywiście wiadomości, najczęściej na tvn24.
Częściej można mnie zobaczyć przy komputerze lub jak czytam książkę, niż przy tv:) Napewno nie śledzę programów rozrywkowych, wogóle ich nie znam, przez co jestem trochę wykluczona z rozmów przy stole na tematy związane z "gwiazdami" polskiej telewizji, chyba lepiej znam "gwiazdy" włoskiej tv, ale teraz nawet te mi umykają:)
Zawsze byłam kotem chodzącym swoimi drogami:) Nie na darmo w chińskim horoskopie jestem tygrysem:)
Poza tym to teraz jest pora na choroby męża, bo ja już na szczęście jestem zdrowa, więc on lata z badaniami moczu :) Mam nadzieję , że to tylko jakiś stan zapalny w drogach moczowych, dziś będę wiedziała.
Mama ciągle bez zmian, ale psychicznie już dużo lepiej. Nawet ostatnio pośmiałyśmy się razem. Fajnie jest tak posiedzieć z mamą i powspominać głupotki z lat dziecinnych:)
Na przyszły weekend zabieram znowu wnuczkę na trzy dni do siebie:) Już naszykowałam kubki do malowania, nowe puzzle i nową modelinę do robienia fajnych rzeczy razem:) Mąż napewno będzie malował z wnusią, bo to ich ulubione zajęcie:) Trzymajcie się cieplutko, w czasie tych mrozów, a ja razem z kotami oglądam zimę przez okno i przechodząc z domu do samochodu. O spacerach teraz muszę zapomnieć, byle do wiosny:)