niedziela, 22 stycznia 2012

Niedzielnie

Niestety nie mogę wejść w swoje komentarze i nawet ich nie widzę :( Dlatego bardzo przepraszam , że na nie nie odpisuję jak się już blogger uspokoi to może je chociaż przeczytam.
Cały styczeń chorujemy na zmianę z mężem i dziećmi. Ostatni tydzień to był dla mnie horror. Zapalenie ucha i okostnej. Nie życzę najgorszemu wrogowi takiego połączenia. Wnuki również się pochorowały, łącznie z synową, dlatego chrzest odwołany do lutego.
Poza tym wszystko toczy się pomalutku. Synek skończył właśnie 31 lat i jest to dla mnie zadziwiająca cyfra, bo przecież pamiętam jakbym wczoraj przywiozła go ze szpitala :) To trochę niesprawiedliwe, że dzieci tak szybko dorośleją:)
Dziś mam na obiad żeberka w kapuście i pieczone ziemniaczki. Będziemy sami do tych dobrości a ponioeważ nie umiem mało gotować to pewnie w poniedziałek synek weźmie do domu spory zapas.
Kupiliśmy w Lidlu poduszkę borowinową i jest coś bardzo przydatnego, dla każdego kto potrzebuje rozgrzać lub oziębić jakąś cześć ciała, mąż używa jej na nerki , w których ma odzywający się od czasu do czasu piasek.
Cieszę się z tej odrobiny śniegu jaka spadła ostatnio , choć oglądam go tylko zza okna. Ważne, że dobry humor mnie nie opuszcza i tego będę się trzymać.:))

środa, 11 stycznia 2012

A ja lubię poniedziałki :)

Kiedy w piątek (6 stycznia) powiedziałam wieczorem do zgromadzonego towarzystwa, jak to dobrze, że jutro nie trzeba iść do pracy, wszyscy ryknęli śmiechem. A ja poprostu cieszyłam się, że mój mąż nie musi nigdzie wychodzić, bo ciągle jeszcze był chory. I na moje wyszło, we wtorek pan doktor zdjagnozował mu zmiany w oskrzelach i kazał brać antybiotyki jednocześnie dając mu niezłą burę za niestawienie się wcześniejsze. A teraz jeszcze syn się rozłożył i wszyscy dookoła są chorzy.
Ja natomiast jak ta opoka muszę się trzymać, choć hormony znowu szaleją:)
Przez Święta udało mi się schudnąć dwa kilo, bo czego jak czego, ale ruchu mi nie brakowało a i apetytu jakiegoś ogromnego nie miałam. Ciast nawet nie tnęłam, bo kompletnie na słodkie nie miałam ochoty, za to po raz pierwszy w życiu pojadłam śledzi i nawet mi smakowały:)

Ale przecież miało być o poniedziałkach. Zawsze lubiłam wcześnie wstawać i wstawałam ok. 2 godzin wcześniej niż musiałam, by spokojnie zacząć dzień. A za najfajniejsze w poniedziałki uznawałam powrót do rutyny całego tygodnia.
Nawet teraz, gdy od lat nie muszę nigdzie się spieszyć, lubię jak się tydzień zaczyna, bo wtedy mogę zaplanować co i jak. Szczęśliwie w grudniu udało mi się załatwić większość spraw urzędowych i styczeń zapowiada się lajtowo. Czeka nas natomiast dużo świętowania. Mój mąż już miał urodziny , teraz wnuk 15 będzie obchodził 1 roczek łącznie z chrztem a 22 stycznia mój syn ma następne urodziny, bo wszyscy panowie w mojej rodzinie są styczniowi:))
Grudzień i styczeń to moje ulubione miesiące do świętowania. Nie mam pojęcia co kupić wnukowi z okazji tego chrztu?? wiem, że są jakieś zwyczaje z tym związane, ale ja już tak daleko odeszłam od kościoła, że nie jestem w temacie.
Może coś doradzicie??

wtorek, 3 stycznia 2012

Noworoczne sprawozdanie z frontu :)

Święta przeszły w idealnej atmosferze, z górą prezentów dla wszystkich a dla mojej wnusi to poprostu Mount Everest :))Było tak jak lubię , rodzinnie, wesoło i bogato na stole :) W drugi dzień Świąt mąż się rozłożył na grypę i do tej pory jeszcze nie wydobrzał całkiem. Mnie brało, ale się wybroniłam, za to synowa załapała się na to samo (dobrze, że dzieci i babć nie pozarażał).

Sylwester spędziliśmy z naszymi młodymi przyjaciółmi na dobrym jedzeniu i obserwowaniu kotów ( przyjechali ze swoją kotką), oczywiście Maniek okazał się wielkim tchórzem a kicia była bardzo zainteresowana i nie przejmowała się nową znajomą, tylko pilnowała misek:))

Mama ciągle jeszcze ma się nienajlepiej, choć już dużo lepiej chodzi. Syn ją wniósł do nas na rękach, ale zeszła już samodzielnie. W styczniu idziemy do neurochirurga i zobaczymy co on powie. Najważniejsze, że psychicznie się wzmocniła i nie daje mi tak do wiwatu jak na początku.

2011 był dla mnie ciężkim rokiem, ale mam szczerą nadzieję, że 2012 będzie dużo lepszy. Jedno z czego się cieszę to z większej bliskości z synem i częstszych odwiedzin wnuków. I mam nadzieję, że nasi młodzi przyjaciele też się zdecydują na dziecko i będę "przyszywaną" babcią dla ich dziecka.

Dla siebie pragnę tylko sił by to wszystko ogarnąć i zachować radość życia.