czwartek, 28 lipca 2011

Smoleńsk po raz kolejny

Właśnie obejrzałam film w tvn24 o tej katastrofie i wróciły do mnie wszystkie moje uczucia, które wtedy przeżywałam. Autentyczną rozpacz i żal po śmierci tych wszystkich ludzi. I to jak później napluto na te moje uczucia mówiąc, że ponieważ nie mam wątpliwości, że to była tylko katasrofa to jestem tym gorszym człowiekiem i Polakiem. I w późniejszych miesiącach mój żal i trochę wstyd, że wtedy dałam się ponieść takim emocją. Teraz, dzięki temu filmowi mogłam poukładać sobie to wszystko w głowie i już nie żałuję i nie wstydzę się tamtych uczuć. Bardzo wielu z tych ludzi nie lubiłam, a do Prezydenta miałam nawet osobisty żal i poczucie krzywdy, ale potrafiłam się wznieść ponad to i tak poprostu , po ludzku pożałować ich tak raptownie zakończonego życia. I to było coś z czego powinnam być dumna a nie tego się wstydzić, niech wstydzą się ci, co te moje uczucia chcą zbrukać. To była czysta empatia, dla ofiar i dla ich rodzin, a to co później inni z tym zrobili obciąża ich sumienie, a nie moje.
Teraz ta tragedia w Norwegii i prawdziwi polegli w zamachu i kolejne moje łączenie się w bólu z zabitymi i ich rodzinami. To samo z resztą odczuwałam po zamachu z 11 września. Piszę o tym nie po to, by się jakoś gloryfikować za tak czułe serce, ale po to, że jako ludzie powinniśmy częściej rzeczywiście współczuć w chwilach tragicznych, a nie wykorzystywać je do osiągnięciach własnych celów. I ludzi, którzy tak robią głośno potępiać.

wtorek, 19 lipca 2011

Moje niedopasowanie

Zawsze ciężko znosiłam kontakty z ludźmi o innym nastawieniu do życia niż ja. Zawsze z mojej strony było to wielkie poświęcenie i przymus "dopasowywania się" do poziomu rozmówcy. Nie dlatego, że uważam się za super inteligentną czy "lepszą" od innych , tylko dlatego, że wogóle powierzchowne kontakty nie dają mi żadnej satysfakcji, albo kogoś lubię "na zabój", albo nie jestem z kimś kompatybilna i szkoda mi na niego czasu. Nigdy nawet w dzieciństwie nie nudziłam się w swoim towarzystwie, a tylko w kontaktach z takimi niekompatybilnymi osobami. Niestety mój syn ma podobnie. Oboje mamy swoich sprawdzonych perzyjaciół i znajomych (których można policzyć na palcach 1 ręki) a reszta nas nie interesuje. Bezwładne rozmowy o niczym to coś , co słabo się w moim wypadku sprawdza. Dlatego tak się ucieszyłam, że zaprzyjaźniłam się z tymi młodymi ludźmi i że tak dobrze się czuję w ich towarzystwie. Stale spotykamy się na wspólne wyjściach "na kawę" lub wspólne gotowanie czy jedzenie w restauracji. Nie czuję żadnego przymusu w ich obecności, mogę mówić, mogę się nie odzywać, zawsze jest fajnie. Ostani weekend spędziliśmy razem, mąż piekł pizzę , wszyscy pomagali w krojeniu składników a w miedzyczasie ogladaliśmy filmy. Mam nadzieję, że to się nigdy nie zmieni, choć wiem, że z niektórych "przyjaźni" można wyrosnąć, to akurat tych ludzi bardzo cenię i nie chciałabym stracic ich z oczu.

wtorek, 12 lipca 2011

miły początek dnia

Codziennie rano od lat mamy swój rytuał zaczynania dnia. Wstaję zwykle między 6 a 7 rano i od razu zasiadam z kawą do kompa. Zwykle niedługo później dzwoni budzik męża i z oporami wstaje mój małżonek. Wstawia ekspress do kawy i podaje mi capuccino. Każde z nas ma "swoją" kawę, ale z ekspresu pijamy lawazzę , ja z mlekiem , on czarną słodzoną. I on równiez zasiada do kompa. Z nad monitorów komentujemy najnowsze wiadomości, a potem w skrócie robimy plan dnia. Zwykle koty budzą się razem z nami i dopominają swojej dawki miziania i zabawy. Co ciekawe robią to dopiero jak mąż wstanie, chyba moje wstawanie nie uznają za wystarczające do rozpoczęcia porannych zabaw. Po jakiejś godzinie mąż wychodzi do pracy a ja zostaję na "posterunku". Do południa zwykle zostaję w domu, bo "czekam" na listonosza, a później wychodzę załatwiać sprawy lub tylko na zakupy. Bardzo lubię te swoje leniwe poranki, nawet jeśli czasami muszę ogarnąć chałupkę. Mam czas na spokojne przemyślenia i poczytanie zaprzyjaźnionych blogów czy forów. Ten miły rytuał pozwala mi na stawienie czoła życiu i codzienności. Gdy z jakiś wzgledów porządek ten zostaje zakłócony odczuwam wyraźny brak tych wszystkich drobnych spraw i gestów (no chyba , że wiąże się to z wyjazdem na grzyby czy inną przyjemną wycieczkę).

sobota, 9 lipca 2011

Lipiec

Zawsze lubiłam miesiące letnie, bo lubię ciepło i słońce. Liciec jest wspaniały dzięki owocom a przedewszystkim z moimi ulubionymi czereśniami. A teraz doszły jeszcze urodziny wnusi, która w tym roku kończy całe cztery lata.

Nasz wspólny prezent rośnie i rozwija się wspaniale:) Ma bardzo miły charakter i jest taki przytulak, że czasami mam wrażenie , że to właśnie na niego czekałam przez całą żałobę po mojej suni, bo ona też taka była. Już się dogadali z moją kicią, która z początku bardzo nieufnie podeszła do nowego towarzysza, a i teraz potrafi pokazać mu gdzie jego miejsce. Obyło się jednak bez wielkiej walki, czy nawet jakiś spektakularnych ataków. Nadal nie widziałam mojej kotki w jakiejś agresywnej akcji typu wygięcie się w pałąk i syczenie na "wroga". A oto "naoczny" dowód: