sobota, 7 kwietnia 2012

Wszystkiego najlepszego!!!!

Życzę Wam przedewszystkim zdrowia i uśmiechu na codzień a na Święta miłej rodzinnej atmosfery. Wiem, że dawno nie pisałam, ale w związku ze Świętami miałam sporo roboty a i wysprzątanie 2 domów też zajęło mi trochę czasu. Teraz nareszcie już tylko ugotować i podać wszystko na stół i delektować się zachwytem i pochwałami najbliższych:) Jeszcze raz życzę Wam dużo zdrowia i pogody ducha i uciekam do kuchni:))

sobota, 3 marca 2012

I znowu chorujemy !

Ten rok zaczęliśmy i ciągniemy z chorobami. Tym razem ja i syn na gardło padliśmy a za nami wnuczek i wnuczka. Całe szczęście , że to tylko wirusowe zapalenie i po tygodniu przechodzi, choć jeszcze trochę kaszlu zostało. Mam nadzieję, że ta passa chorobowa nareszcie się skończy, bo już chciałabym wpaść w normalny rytm swojego życia. W związku z powyższym całymi dniami piorę i suszę w nowej pralce :) Coś robić przecież trzeba jak przymusowo siedzi się w domu:) Wyznam Wam , że strasznie mi się ten wynalazek podoba:) Zawsze nieco mnie denerwowała ta cała procedura rozwieszania prania i później zdejmowania i chowania do szaf. A teraz wyciągam czyste, suche i jeszcze cieplutkie ręczniki i wkładam od razu na miejsce:) Koty są całe szczęśliwe, ponieważ dość często zalegam w łóżku z książką i one mogą nareszcie do woli ugniatać i spać na mnie:) Oboje są za mną. Trochę mi szkoda męża, bo na nim w tej chwili w ogóle nie leżą, a on tak lubi jak na niego wchodzą. Najlepszą terapią na przeziębienie jest mruczący kot. Jak tylko się położę to zaraz zasypiam po tych ich ugniataniach:) Mama ma się lepiej, zarówno psychicznie jak i fizycznie. Na razie ma zapisane leczenie zachowawcze i chyba niewiele więcej można zrobić. W jej wieku i przy tak rozwiniętej osteoporozie jakiekolwiek ingerencje chirurgiczne raczej nie są zalecane. Razem z bratem na zmianę jesteśmy u niej , więc najważniejsze sprawy załatwiamy za nią, a ona może spokojnie starać się dojść do siebie. Może nawet już na wiosnę będzie mogła wychodzić na krótkie spacery oczywiście z którymś z nas.

sobota, 25 lutego 2012

Nareszcie!!

Od wielu dni usiłowałam napisać nowy post, niestety nie mogłam a dziś proszę, uzyskałam możliwość pisania:) Sporo spraw wydarzyło się u mnie w tzw, między czasie. Po pierwsze, którejś niedzieli mój mąż stwierdził, że być może jest możliwe wygospodarowanie tygodnia czasu na jakiś urlopik i gdzie bym chciała ewentualnie pojechać?? Zatkało mnie, więc bezmyślnie powiedziałam, że wszędzie tam gdzie on by chciał, po czym już w czwartek o poranku znaleźliśmy się w samolocie lecącym do Londynu:) To byłby jeden z najbardziej udanych urlopów, gdyby nie choroba męża i trochę beznadziejna pogoda (zimno, opady śniegu a później deszczu). Po pierwszej rundzie zwiedzania, mąż się przeziębił na tyle mocno, że 3 dni spędziliśmy praktycznie nie wychodząc z domu. Aha, zapomniałam napisać, że polecieliśmy do naszej serdecznej znajomej i jej rodziny i u nich spędziliśmy ten tydzień. Są to naprawdę wspaniali serdeczni ludzie, u których czujemy się jak u siebie. Ponieważ zwiedzać nie mogliśmy, zrobiliśmy sobie orgię kulinarną:) Nasi gospodarze serwowali różne nam nieznane dania a my w podzięce gotowaliśmy nasze hity:) Wszyscy przytyliśmy:) Śmiechu, pozytywnej energii i serdecznych słów było tyle, że naprawdę odpoczęliśmy, pomimo nieprzychylnej aury i choroby. Po powrocie, zorganizowaliśmy spotkanie z dziećmi i wnukami na wręczanie prezentów (tyle ciuszków dla dzieci kupiliśmy, że trzeba było nową walizkę tam zakupić) i nasza mała wnusia wcieliła się w rolę małej modelki:) Prześlicznie wyglądała w tych wszystkich sukieneczkach i kreacjach, które dla niej zakupiliśmy. Wnuk też dostał solidną porcję ubranek, ale jego przymierzaniem nie mordowaliśmy. A już w niedzielę (w czwartek w nocy wróciliśmy) mąż zdecydował, że trzeba odnowić kuchnię i przedpokój oraz wymienić starą pralkę na nową. Udało nam się kupić pralko-suszarkę w przyzwoitej cenie i od wtorku ruszył ten niby drobny remont. Jak zwykle okazało się, że trzeba skrobać sufit i kłaść nową gładź gipsową i całe mieszkanie pokryło się warstwą białego pyłu! A ja przecież musiałam jeszcze nadrobić "stracony" tydzień u mamy, i natychmiast po powrocie dostałam okres, ze wszystkimi atrakcjami i naprawdę marnym samopoczuciem. Ale dziś już mamy najgorsze za sobą , zostały jeszcze tylko drobne poprawki w przedpokoju i już koniec tego zamieszania. Kuchnię pomalowaliśmy na zielony groszek, a przedpokój na kolor słoneczny. Pralko-suszarka wypróbowana i pierze naprawdę dobrze a suszy jeszcze lepiej:) Teraz mąż myśli o pomalowaniu jeszcze pokoi, ale to dopiero za kilka tygodni, bo muszę naprawdę złapać oddech. A co u Was ?? :))))

środa, 1 lutego 2012

Wywołana do odpowiedzi:)

Ponieważ scenki wywołały mnie do odpowiedzi to czuję się zobowiązania do zabawy:)
Nie oglądam seriali o miłości, jedyne jakie oglądam to dr. Hause i C.S.I., poprostu mnie inne nie interesują. Może jestem mało romantyczna, ale wg. mnie miłość to zupełnie coś innego niż wielkie uniesienia i porażające porządanie, dla mnie to chęć uchylenia rąbka nieba ukochanej osobie, to myślenie o niej zamiast o sobie, to staranie się o stworzenie najlepszych warunków dla rozwoju osbowości i inicjatywy ukochanego.
Ze starych seriali, oglądanych w dzieciństwie lubiłam bardzo "Stawiam na Tolka Banana" i "Carina" :) Ogólnie to szkoda mi czasu na oglądanie telewizji, raczej oglądam filmy lub programy naukowe oraz oczywiście wiadomości, najczęściej na tvn24.
Częściej można mnie zobaczyć przy komputerze lub jak czytam książkę, niż przy tv:) Napewno nie śledzę programów rozrywkowych, wogóle ich nie znam, przez co jestem trochę wykluczona z rozmów przy stole na tematy związane z "gwiazdami" polskiej telewizji, chyba lepiej znam "gwiazdy" włoskiej tv, ale teraz nawet te mi umykają:)
Zawsze byłam kotem chodzącym swoimi drogami:) Nie na darmo w chińskim horoskopie jestem tygrysem:)
Poza tym to teraz jest pora na choroby męża, bo ja już na szczęście jestem zdrowa, więc on lata z badaniami moczu :) Mam nadzieję , że to tylko jakiś stan zapalny w drogach moczowych, dziś będę wiedziała.
Mama ciągle bez zmian, ale psychicznie już dużo lepiej. Nawet ostatnio pośmiałyśmy się razem. Fajnie jest tak posiedzieć z mamą i powspominać głupotki z lat dziecinnych:)
Na przyszły weekend zabieram znowu wnuczkę na trzy dni do siebie:) Już naszykowałam kubki do malowania, nowe puzzle i nową modelinę do robienia fajnych rzeczy razem:) Mąż napewno będzie malował z wnusią, bo to ich ulubione zajęcie:) Trzymajcie się cieplutko, w czasie tych mrozów, a ja razem z kotami oglądam zimę przez okno i przechodząc z domu do samochodu. O spacerach teraz muszę zapomnieć, byle do wiosny:)

niedziela, 22 stycznia 2012

Niedzielnie

Niestety nie mogę wejść w swoje komentarze i nawet ich nie widzę :( Dlatego bardzo przepraszam , że na nie nie odpisuję jak się już blogger uspokoi to może je chociaż przeczytam.
Cały styczeń chorujemy na zmianę z mężem i dziećmi. Ostatni tydzień to był dla mnie horror. Zapalenie ucha i okostnej. Nie życzę najgorszemu wrogowi takiego połączenia. Wnuki również się pochorowały, łącznie z synową, dlatego chrzest odwołany do lutego.
Poza tym wszystko toczy się pomalutku. Synek skończył właśnie 31 lat i jest to dla mnie zadziwiająca cyfra, bo przecież pamiętam jakbym wczoraj przywiozła go ze szpitala :) To trochę niesprawiedliwe, że dzieci tak szybko dorośleją:)
Dziś mam na obiad żeberka w kapuście i pieczone ziemniaczki. Będziemy sami do tych dobrości a ponioeważ nie umiem mało gotować to pewnie w poniedziałek synek weźmie do domu spory zapas.
Kupiliśmy w Lidlu poduszkę borowinową i jest coś bardzo przydatnego, dla każdego kto potrzebuje rozgrzać lub oziębić jakąś cześć ciała, mąż używa jej na nerki , w których ma odzywający się od czasu do czasu piasek.
Cieszę się z tej odrobiny śniegu jaka spadła ostatnio , choć oglądam go tylko zza okna. Ważne, że dobry humor mnie nie opuszcza i tego będę się trzymać.:))

środa, 11 stycznia 2012

A ja lubię poniedziałki :)

Kiedy w piątek (6 stycznia) powiedziałam wieczorem do zgromadzonego towarzystwa, jak to dobrze, że jutro nie trzeba iść do pracy, wszyscy ryknęli śmiechem. A ja poprostu cieszyłam się, że mój mąż nie musi nigdzie wychodzić, bo ciągle jeszcze był chory. I na moje wyszło, we wtorek pan doktor zdjagnozował mu zmiany w oskrzelach i kazał brać antybiotyki jednocześnie dając mu niezłą burę za niestawienie się wcześniejsze. A teraz jeszcze syn się rozłożył i wszyscy dookoła są chorzy.
Ja natomiast jak ta opoka muszę się trzymać, choć hormony znowu szaleją:)
Przez Święta udało mi się schudnąć dwa kilo, bo czego jak czego, ale ruchu mi nie brakowało a i apetytu jakiegoś ogromnego nie miałam. Ciast nawet nie tnęłam, bo kompletnie na słodkie nie miałam ochoty, za to po raz pierwszy w życiu pojadłam śledzi i nawet mi smakowały:)

Ale przecież miało być o poniedziałkach. Zawsze lubiłam wcześnie wstawać i wstawałam ok. 2 godzin wcześniej niż musiałam, by spokojnie zacząć dzień. A za najfajniejsze w poniedziałki uznawałam powrót do rutyny całego tygodnia.
Nawet teraz, gdy od lat nie muszę nigdzie się spieszyć, lubię jak się tydzień zaczyna, bo wtedy mogę zaplanować co i jak. Szczęśliwie w grudniu udało mi się załatwić większość spraw urzędowych i styczeń zapowiada się lajtowo. Czeka nas natomiast dużo świętowania. Mój mąż już miał urodziny , teraz wnuk 15 będzie obchodził 1 roczek łącznie z chrztem a 22 stycznia mój syn ma następne urodziny, bo wszyscy panowie w mojej rodzinie są styczniowi:))
Grudzień i styczeń to moje ulubione miesiące do świętowania. Nie mam pojęcia co kupić wnukowi z okazji tego chrztu?? wiem, że są jakieś zwyczaje z tym związane, ale ja już tak daleko odeszłam od kościoła, że nie jestem w temacie.
Może coś doradzicie??

wtorek, 3 stycznia 2012

Noworoczne sprawozdanie z frontu :)

Święta przeszły w idealnej atmosferze, z górą prezentów dla wszystkich a dla mojej wnusi to poprostu Mount Everest :))Było tak jak lubię , rodzinnie, wesoło i bogato na stole :) W drugi dzień Świąt mąż się rozłożył na grypę i do tej pory jeszcze nie wydobrzał całkiem. Mnie brało, ale się wybroniłam, za to synowa załapała się na to samo (dobrze, że dzieci i babć nie pozarażał).

Sylwester spędziliśmy z naszymi młodymi przyjaciółmi na dobrym jedzeniu i obserwowaniu kotów ( przyjechali ze swoją kotką), oczywiście Maniek okazał się wielkim tchórzem a kicia była bardzo zainteresowana i nie przejmowała się nową znajomą, tylko pilnowała misek:))

Mama ciągle jeszcze ma się nienajlepiej, choć już dużo lepiej chodzi. Syn ją wniósł do nas na rękach, ale zeszła już samodzielnie. W styczniu idziemy do neurochirurga i zobaczymy co on powie. Najważniejsze, że psychicznie się wzmocniła i nie daje mi tak do wiwatu jak na początku.

2011 był dla mnie ciężkim rokiem, ale mam szczerą nadzieję, że 2012 będzie dużo lepszy. Jedno z czego się cieszę to z większej bliskości z synem i częstszych odwiedzin wnuków. I mam nadzieję, że nasi młodzi przyjaciele też się zdecydują na dziecko i będę "przyszywaną" babcią dla ich dziecka.

Dla siebie pragnę tylko sił by to wszystko ogarnąć i zachować radość życia.