Święta przeszły w idealnej atmosferze, z górą prezentów dla wszystkich a dla mojej wnusi to poprostu Mount Everest :))Było tak jak lubię , rodzinnie, wesoło i bogato na stole :) W drugi dzień Świąt mąż się rozłożył na grypę i do tej pory jeszcze nie wydobrzał całkiem. Mnie brało, ale się wybroniłam, za to synowa załapała się na to samo (dobrze, że dzieci i babć nie pozarażał).
Sylwester spędziliśmy z naszymi młodymi przyjaciółmi na dobrym jedzeniu i obserwowaniu kotów ( przyjechali ze swoją kotką), oczywiście Maniek okazał się wielkim tchórzem a kicia była bardzo zainteresowana i nie przejmowała się nową znajomą, tylko pilnowała misek:))
Mama ciągle jeszcze ma się nienajlepiej, choć już dużo lepiej chodzi. Syn ją wniósł do nas na rękach, ale zeszła już samodzielnie. W styczniu idziemy do neurochirurga i zobaczymy co on powie. Najważniejsze, że psychicznie się wzmocniła i nie daje mi tak do wiwatu jak na początku.
2011 był dla mnie ciężkim rokiem, ale mam szczerą nadzieję, że 2012 będzie dużo lepszy. Jedno z czego się cieszę to z większej bliskości z synem i częstszych odwiedzin wnuków. I mam nadzieję, że nasi młodzi przyjaciele też się zdecydują na dziecko i będę "przyszywaną" babcią dla ich dziecka.
Dla siebie pragnę tylko sił by to wszystko ogarnąć i zachować radość życia.
i tego ostatniego życzę Ci:)
OdpowiedzUsuńOgarniesz czy nie, to z zycia warto sie cieszyc:)
OdpowiedzUsuń;)
OdpowiedzUsuńciesz się życiem,to chyba najistotniejsze w tym wszystkim;)
Wielu małych i dużych radości :)
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego z Nowym Rokiem! Oby faktycznie był lepszy, przyniósł same radości, li i jedynie :)))
OdpowiedzUsuńDziękuję za życzenia a i dla Was wszystkiego najlepszego:))
OdpowiedzUsuń