Na wstępie chciałam przeprosić, że chwilowo mnie nie było. Tzn. byłam , ale się nie odzywałam, ani nie pisałam, bo po prostu nie byłam w nastroju. Ale jak zwykle Stardust mnie natchnęła :)
Chciałabym mieć taką przyjaciółkę tu w Wawie, która tak by umiała zmoblizować do działania.
Chodzi mi o dwa posty Stardust, ten o paleniu i ten o narkotykach. Oba jakby dotyczą mnie osobiście. Po pierwsze palę i to dużo. Zaczęłam palić jak miałam 20 lat. Po zdaniu matury (miałam już wtedy synka) wpadłam w depresję. Zrozumiałam po pierwsze, że mój plan na życie jest dla mnie nieosiągalny a po drugie, że mój ukochany mąż, nie jest dla mnie człowiekiem , z którym chciałabym przeżyć resztę życia. Do tego doszedł napewno czynnik psychiczny i wlazłam w taki dół, że myślałam nawet o samobójstwie i innych takich. Ale przecież miałam małe dziecko, dla którego byłam całym światem, wymyśliłam więc sobie, że jak zapalę to się uspokoję i znajdę w sobie siłę do tego , by rano wstawać i żyć. I przez wiele lat mi się to udawało. Jak już psychicznie poczułam się silna to próbowałam rzucić i przez 3 miesiące nie paliłam. Początki były niemiłe, ale do przetrzymania, ale po 3 miesiącach dopadła mnie taka depresja, że myślałam iż żyję w jakimś koszmarze. Wszystko zrobiło się szare, znikało po mału całe moje życie, zanikały wszelkie inne uczucia a pozostawał tylko ból istnienia. Poprostu koszmar. Wróciłam do palenia i odzyskałam swoje życie. Teraz wiem, że gdybym chciała znowu rzucić papierosy, muszę być pod opieką jakiegoś dobrego psychiatry. I tu jest drugi temat Stardust. Ja wiem, że dla człowieka , który nie ma takich problemów psychicznych to jest jak tłumaczenie ślepcowi kolorów. Taki jest mój mąż. Mam silną nerwicę, nie depresję (a jeśli to w niewielkim stopniu). W zeszłym roku dostałam ataku nerwicy wegetatywnej. Nie życzę nikomu. Miałam wrażenie umierania. Wezwałam karetkę i stwierdzono u mnie nadciśnienie krwi i nic więcej jeśli chodzi o objawy rzeczywiste, ale ja wiem co odczuwałam. Po tygodniu dostałam drugiego takiego samego ataku. Już nie wzywałam karetki, (wiedziałam, że nic mi się tak naprawdę nie dzieje, że to tylko atak nerwicy) ale pobiegłam do lekarza. Dostałam pigułkę , którą biorę do dziś. Jedną rano, w dawce bardzo niskiej. Nie chcę się uzależnić jeszcze od leków, wystarczą mi papierosy. To nie jest pigułka "szczęścia" , tylko uspokająjący lek, bez większych skutków ubocznych. Dużo czytałam na ten temat. Być może są lekarze, którzy za kasę wypisują takie lekarstwa, ale to przepisała mi moja lekarka rodzinna, która chyba nie jest zainteresowana przepisywaniem akurat tego typu leków. Czasem nie biorę leku, żeby sprawdzić, czy wróci nerwica i jak na razie zawsze po kilku dniach wraca. Ale jest nadzieja, że po pewnym czasie mi przejdzie. To jest zupełnie niezależne odemnie.
Dlatego nie potępiałabym w czambuł wszystkich lekarzy i leków tego typu. Jak w każdym zawodzie i w tym są "ludzie i ludziska". A Tobie szczerze zazdroszczę, że nigdy nie miałaś takich mrocznych okresów. I wiecie co jest charakterystyczne dla mojej choroby?że nigdy mnie nie atakuje wtedy, gdy mam "prawdziwe" problemy, gdy miałam najgorszy okres biedy w życiu to psychicznie byłam jak Stardust, zakasałam rękawy i pracowałam jako sprzątaczka w 3 firmach, byle zarobić marne grosze na przeżycie. Ale kiedy mi się układa w życiu, gdy wychodzimy na prostą a nawet nieco ponad, to od razu się odzywa.
Bo nerwica to taka sucz jest. Wegetatywna mnie żarła przez kilka lat. Całe szczeście - i odpukać teraz jest spokój. Ale doskonale wiem, o czym piszesz. Ja na przykład miałam wrażenie, że zaraz się uduszę.
OdpowiedzUsuńNie życzę nikomu.
W jednym Stardust ma rację,- panuje teraz moda na prozaki i inne pigułki szczęścia. Od swojego lekarza terz dostałam kilka recept na Citalopram - nie wykorzystałam ich, poradzilam sobie bez farmakologii.
Kiciuszara, zamiast komenta masz maila, :)
OdpowiedzUsuńja brałam prochy zimą,na sen i na spokój.bo już mną telepało,nie mogłam spać,bałam się spać.
OdpowiedzUsuńwięc rozumiem.i bezdech ze strachu.okropność.
każdy inaczej przechodzi taki stan.
co gorsza wiem,że od września pewnie znowu wezmę..eh.
jak trzeba brać, to trzeba i już, Daisy to jest mocna baba, mogła bez:)
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie wiem, jak to jest, ale bardzo, bardzo Ci współczuje.
OdpowiedzUsuńDobrze, że leki pomagają:)
Współczuję bardzo chociaż ja nie wiem co to jest.
OdpowiedzUsuńja jeszcze dodam, że czasami trzeba brac leki całe zycie, w sumie co za róznica, czy bierzesz na cukrzycę, nadciśnienie czy nerwicę? choroba to choroba
OdpowiedzUsuńpoczytaj tez o leczeniu nerwicy dietą, w internecie powinno gdzies być i odpuść martwienei sie tym, że musisz łykać (chyba , że to martwienie sie jest częścią choroby...)
tule czule, będzie dobrze, tylko...nie zapomnij wziąć tabletki!:) wmów sobie, że to antykoncepcyjna
Winowajca przyszedl ostatni:) ale moja droga kiciu ja nie pisalam i nie potepiam w czambul wszystkich sytuacji. Zdaje sobie sprawe ze sa ludzie ktorzy potrzebuja pomocy farmakologicznej i to dobrze ze moga z niej korzystac. Natomiast sa ludzie, ktorzy naduzywaja tak jak ze wszystkim innym. Wiesz ja mialam naprawde wiele zakretow zyciowych, w koncu dwa rozwody, a tak naprawde to moglabym powiedziec ze 3, w dodatku zupelnie sama z daleka od rodziny i przyjaciol to nie splywa po czlowieku jak woda po kaczce. Tylko wiem tez ze jestem na tyle silna ze szukam innych srodkow, farmakologie zostawiam na ten czas kiedy bede juz ubezwlasnowolniona;) i nie bede miala wplywu na to co mi laduja w paszcze. W moim przypadku bardzo pomogly mi medytacje. Teraz tez jak tylko cos sie dzieje, a wiesz ze sie dzieje to nie moge spac. Jak nie moge spac to wstaje i wylaze z lozka, bo lezenie w nim powoduje tylko powiekszanie problemow. Leze bezczynnie czekajac na sen i przychodza wszystkie strachy, leki i niepewnosci. Wiec zamiast lezec to wstaje i czytam albo ksiazke albo cos na internecie az do momentu kiedy jestem senna i oczy sie same zamykaja wtedy wracam do lozka. Ostatnio mam znow takich nocy wiele, bo wiesz ze ta moja przeprowadzka zabija mnie finansowo na dlugi czas, a to przeciez czas kryzysu i nie wiem czy kiedys wyplyne na powierzchnie czy tez utone. Kochana z paleniem to radze sobie bo kleje te plastry, inaczej juz dawno bym palila. Siedze tez wiecej przed kompem, a my nigdy nie palilismy w mieszkaniu wiec zeby zapalic to trzeba podniesc dupe i wyjsc na taras. Wspanialy ciagle popala 2-3 szt. dziennie wiec papierosy sa w domu i nie mialabym problemu zeby siegnac po nie. Ale jak mam isc na ten taras to mysle czy naprawde chce? i zawsze sobie mowie ze nastepnym razem zapale, tylko do tego nastepnego razu nie dopuszczam. To dopiero 10 dni, ciagnie jak cholera co prawda nie do nikotyny bo to mam z plastrow ale do samego odruchu.
OdpowiedzUsuńJeszcze w kwestii lekow, ja nie jestem lekarzem i nalezy brac moich pogladow tak powaznie, bo ja sama wiem ze one sa bardzo skrajne. Wazne zeby miec lekarza ktoremu mozesz zaufac, a piszesz ze masz i to jest najwazniejsze. Boziu nie wiedzialam ze ja takie spustoszenie sieje tym moim pisadlem:((
OdpowiedzUsuńStardust: Obsolutnie nie spustoszenie ale właśnie zrozumienie. Jak czytam taki inny punkt widzenia od razu mi się wszystko w głowie układa. Strasznie właśnie jestem Ci wdzięczna za te posty, które mi otwierają oczy na świat.
OdpowiedzUsuńPotrzbuję bardzo kogoś kto by mi nie raz przypomniał, że trzeba się brać w garść a nie tylko siedzieć i rozmyślać.:)
Daisy : Wiesz więc jak to "smakuje". Ja też na żadne pigułki szczęścia nie dam się namówić, bo to tylko chwilową ulgę daje. A ja muszę jakoś poradzić sobie z codziennością.
OdpowiedzUsuńAnnabell: Dziękuję serdecznie. Już z mężem ustaliliśmy , że oboje pójdziemy spróbować. I to na odchudzanie też :)
OdpowiedzUsuńMijka: jak ja dobrze ten strach rozumiem. To jest straszna zaraza, bo przecież po człowieku nic nie widać a zżera Cię od środka. A sił na walczenie w człowieku jakby mniej.. eh.
OdpowiedzUsuńBeatko: Twoje komentarze zawsze wywołują uśmiech na mojej twarzy, jesteś jak dobry duch tego miejsca. Skąd zawsze wiesz co napisać by pocieszyć i polepszyć humor ?? Jak ja bym chciała mieć taką własciwość, dobrze, że jesteś.
OdpowiedzUsuńAthina: I całe szczęscie, że nie wiesz. I tak trzymaj. Masz wspaniałą córkę i całe szczęśliwe (jestem tego pewna) życie przed sobą. Dobrze, że wyjechałas i szukasz swojego miejsca na ziemi. Znajdziesz je napewno. Z przykładów ze swojego życia widzę, że determinacja i odwaga są największymi naszymi atutami, to one najbardziej pomagają w drodze do stabilizacji i szczęścia. Trzymam za Ciebie kciuki.:)
OdpowiedzUsuńNeskavka: Cieszę się, że nie wiesz i dziekuję za współczucie. Czasem tego brak, bo ludzie nie wiedzą i nie rozumieją.
OdpowiedzUsuńja generalnie jestem wrogiem leków,moja doktor jak mnie widzi-raz na pół roku:) to się śmieje,że teraz już trzeba coś wziąć:)i wtedy biorę.pomogło.i ja też raczej silna jestem,tyle,ze co mi z siły, jak strach przeszkadza fizycznie?
OdpowiedzUsuńi jak trzeba coś łykać,to trzeba,chociaż nie lubię,nawet witaminy u mnie zalegają do czasu przeterminowania..z wyjątkiem magnezu,bo ten codziennie zażywam,jako,że kawa jest moją podstawą żywieniową:)
mijka, to tak jak u mnie. Kawa to podstawowy płyn do picia.:)
OdpowiedzUsuń