Zostaliśmy w domu , bo po primo sunia chora a po secondo ja nienajlepiej się czuję. Łazi po mnie jakieś choróbsko i wykluć się nie może. A to gardło zaboli, to jak go w łeb tabletkami od gardła, a to kości trzeszczą to ja je w łeb polopiryną, a to serce boli, to ja je w łeb walerianą i walidolem , i tak już dwa tygodnie, albo nawet dłużej bawimy się w koci-łapki. W następnym tygodniu do swojej pani doktor idę to może mi coś poradzi. Zwykle sama wiem co mi jest, ale tym razem nie mam pojęcia. Osłabienie wiosenne ewidentne, może jakaś kuracja witaminowa?? Nie zacznę diety dopóki nie poczuję się całkiem zdrowa.
Tuż przed Świętami miałam poważną rozmowę z synem i bardzo smutno mi się zrobiło. Owszem w wielu kwestiach już się dogadujemy, ale ja czuję, że coś między nami jest nie tak a on najwyraźniej nie jest jeszcze gotowy do otworzenia się. A czas tak szybko płynie....
Marnie mi wyszło to wychowywanie skoro nie potrafię się z nim dogadać.
Wnuk za to rośnie jak na drożdżach i jest coraz fajniejszy, tyle tylko , że o ile wnusia była bardzo pogodnym dzieckiem, on jest mazak i co chwilę płacze. Bardzo mi w tym przypomina synka. Wnusia jest teraz w najfajniejszym wieku i taka "dorosła", że absolutnie nie mogę do niej mówić "mała księżniczko", bo ona "nie jest mała":)))) Cóż w lipcu skończy 4 lata to przecież bardzo "duży" wiek:)))
Poza tym mąż zarobiony po same uszy, prawie w domu tylko nocuje. Widać co prawda już światełko w tunelu, ale nie sądzę byśmy w tym roku gdziekolwiek na wakacje ruszyli, nie przy tym nawele jego zajęć. Za to moja mama wyszła w końcu z tych swoich przeziębień i na placu boju została tylko mama męża z rwą kulszową. Miejmy nadzieję , że to jej w końcu przejdzie, bo zrobiła się poprostu nieznośna z tą swoją radiomaryjną wizją świata.
Tak teraz do mnie dotarło, że to kolejny mało optymistyczny post i wychodzi na to, że jestem jakąś wiecznie smędzącą babą:) Ale uwierzcie na codzień chodzę uśmiechnięta i nie rozsiewam wokół smętnej atmosfery.
;)))
OdpowiedzUsuńmoje posty brzmiały podobnie tu na blogspocie i dlatego wykasowałam większość już jakis czas temu.
ja wieczna optymistka,jakos podupadam na duchu;/.
Z synem też mieliśmy ciężkie rozmowy,okazuje sie że nasze spojrzenie na świat jednak się różni.
Z tym że on jest jeszcze na naszym utrzymaniu i powinien sie z tym liczyć;/.
Wyraźnie widzę , że te 4 lata studiów daleko od nas zmieniły go mocno.
Przez różne koleje losu znalazł sie nagle w domu rodzinnym i powoli,powoli staje się troche podobny do dawnego syna.
U ciebie pewnie też podobnie.Po prostu idzie swoja ścieżką,nie zawsze niestety prostą.
Mamy teraz przyszłą synową w gosciach i z zaskoczeniem stwierdziałam że opowieści o potwornych teściowych wylęgaja sie w głowach dziewczyn zupełnie "od czapy" cokolwiek by sie dobrego nie zrobiło.
Martwi mnei to bo jakże to tak? Do końca mojego życia?
a kuracja witaminowa - może żeń-szeń ?
Pozdrawiam w ten zachmurzony,pierwszomajowy dzień;)
Kiciu, na chorobach i zlym samopoczuciu sie nie bardzo znam, jak mi jest bylejak to tez nie mam pojecia dlaczego i narazie jakos mija, wiec tutaj sie nie bede wymadrzac.
OdpowiedzUsuńNatomiast jesli chodzi o syna. No coz ja z moim zawsze mialam doskonale porozumienie i ciagle mam, ale przytrafilo sie, ze mnie zaskoczyl w bardzo przykry sposob.
Sam mial klopoty i w sumie ja rozumiem, ze doroslemu mezczyznie jest ciezko rozmawiac o wlasnych problemach z matka, wiec nie mialam zadnych "ale" co do faktu, ze nagle moj syn ma wiecej do pogadania ze Wspanialym niz ze mna.
Uznalam, ze tak po prostu musi byc i nawet mnie to cieszy, ze tak doskonale sie rozumieja ze Wspanialym. W sumie byl taki okres, ze dzwonil do niego i nawet nie prosil o rozmowe ze mna. Wspanialy tez nie wszystko mi przekazywal, bo jak twierdzil sa "rzeczy o ktorych ja nie musze wiedziec". Tez sie na to zgodzilam bo mam ogromne zaufanie do Wspanialego. Ale kiedys syn przyjechal do nas i rozmawialismy w trojke i ja cos powiedzialam, na co on mi wrecz odpysknal. Zabolalo, cholernie zabolalo, ale pominelam to milczeniem. Wieczorem jak juz pojechal, siadlam i napisalam do niego krotki list, ze jest mi przykro, ze ja rozumiem i przyjmuje do wiadomosci, ze czasem moge sie na czyms nie znac, ale byloby milo gdyby pamietal, ze jestem jego matka i go kocham.
Nastepnego dnia dostalam bukiet kwiatow i przeprosiny z wyjasnieniem, ze on nie zawsze chce mnie martwic i stad ta bliskosc ze Wspanialym, bo to mu bardzo pomaga.
Znow wyjasnilam, ze ja nie jestem zazdrosna o ich bliskosc, ale zabolala ta jego reakcja, to pyskniecie. Od tamtej pory on jest znow bardzo mily, a ja staram sie pamietac, ze to dorosly mezczyzna, ktory nie musi ze wszystkim leciec do mamusi.
Stosunki z doroslymi dziecmi wcale nie sa takie latwe i ja tez czesto siegam pamiecia do moich wlasnych relacji z rodzicami.
Ech, wcale nie bylam lepsza, o ile nie duzo gorsza.
Bedzie dobrze:)))
'Marnie mi wyszło to wychowywanie skoro nie potrafię się z nim dogadać.' Niestety, nie od nas - rodziców zależy to, na jakich ludzi wyrosną nasze dzieci. Wychowanie to tylko nieznaczna część, to jedynie podstawa, wzorzec, natomiast cała reszta po drodze jest zbierana przez dzieci, by ukształtować je jako dorosłych ludzi. Wcale nie dlatego nie potrafisz się dogadać, że źle wyszło Ci wychowanie, bo to dogadanie nie zależy li tylko od Ciebie, lecz od Was obojga.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zdrowia życzę:)
Kiciuszara, to nie jest efekt, jakichś Twoich zaniedbań w dziedzinie wychowania. To tylko Ty musisz zrozumieć, tak w 100%,że Twój syn jest dorosłym człowiekiem i ma prawo i powinien mieć swoje własne życie i nie może Ci o wszystkim opowiadać tak jak to było w okresie jego dzieciństwa. To już od dawna odrębny byt i nic dziwnego,ze wszystkiego Ci nie mówi. Bo teraz on swe życie dzieli z żoną i skoro ją wybrał, to ona powinna zajmować I miejsce w jego życiu, z nią powinien dzielić przede wszystkim swe radości i smutki. Bo widzisz- mata, tata, rodzeństwo to osoby dane nam przez los, ale męża czy też żonę wybieramy sami i to oni stają się naszym całym światem i to im zwierzamy się ze swoich obaw, zwątpień czy też oczekiwań, nie mamie lub tacie. Niestety bardzo mało matek potrafi to zrozumieć i uszanować. Dorosłe dzieci nadal nas kochają, nawet jeśli nie zwierzają się ze wszystkiego.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
A smęć sobie do woli, jesteś u siebie, tak czy nie? Jak się w realu na uśmiechasz, żeby innych nie martwić, to chociaż na blogu sobie ulżyj. A te kwestie dotyczące syna: moim zdaniem brak porozumienia nie oznacza braku miłości. Daj mu przestrzeń do życia i zajmij się teraz sobą. Nie zagłaskuj kota na śmierć. Piszę to z całą sympatią!
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam za komentarze, bardzo mi pomogły.
OdpowiedzUsuń