piątek, 29 maja 2009

Motyle w brzuchu :)

Bardzo wcześnie wyszłam za mąż i urodziłam dziecko. Mówiąc krótko znalazłam legalny sposób na ucieczkę z domu rodzinnego, który był dla mnie potwornie toksyczny.
Ale o tym napiszę może innym razem.
Będąc młodą mamusią całą swoją uwagę poświęciłam wychowywaniu swojego dziecka, bo wbrew dziś modnym teorią o bezstresowym "wychowywaniu" , ja uważałam, iż dziecko należy od maleńkości uczyć poszanowania pewnych zasad. Przegrałam swoje pierwsze małżeństwo, ale się nie poddałam. Dość szybko poznałam swojego obecnego męża i mądrzejsza o bolesne doświadczenia spróbowałam jeszcze raz uwierzyć w miłość po grób. Początki były bardzo trudne dla nas obojga a szczególnie dla niego, bo nie dość, że musiał się odnaleźć w roli ojca , to jeszcze potrzebował ugłaskiwać moje fobie. Byłam dla niego naprawdę wredna, ale on silny swoją miłością przetrwał wszystko :) Mijały lata, lepsze i gorsze, jak to w życiu. Syn dorastał, były z nim coraz większe problemy, jak to z nastolatkami a my razem staraliśmy się wspierać w tych trudnych czasach. Nie wiedzieć kiedy dorośliśmy a razem z nami wydoroślał nasz synek. Miał młodość chmurną i durną a my obok niego zaczęliśmy wspominać nasze początki. Kiedy się wyprowadził, nagle odkryliśmy w sobie całe pokłady czułości i zrozumienia. Po raz pierwszy w życiu mieliśmy czas tylko dla siebie. Nie musieliśmy się martwić o wczesny powrót do domu, o obiad, o sprzątanie i inne drobiazgi, które są takie ważne póki dziecko jest w domu. Zachłysnęliśmy się wolnością i sobą. Zaczęliśmy odkrywać na nowo to, co nas do siebie kiedyś przyciągnęło. Każdy dzień jest teraz dobry na to, by razem coś zrobić, razem gdzieś pójść lub razem zostać. To co mnie kiedyś w nim tak denerwowało, teraz rozczula i śmieszy. Przez wszystkie te minione lata ta miłość w nas drzemała, zakurzona codzienną bieganiną. Teraz rozkwita, bo nic nie musimy. Za nami kłótnie o pierdółki, każde stara się przychylić drugiemu kawałek nieba a słowa kocham Cię, są naszą codziennością.
Od kilku lat nie muszę już pracować zawodowo, bo jak mówię ze śmiechem "mam męża" :) A chodzi o to, że on woli bym nie musiała stresować się dodatkowo pracą. W domu mogę robić co zechcę, jak jest obiad to dobrze, jak nie ma drugie dobrze, nic nie muszę i dobrze mi z tym. Żelazną zasadą było zawsze, że zostawiamy wszelkie "stresy" zawodowe poza domem i tak jest teraz. Gdy mamy coś ważnego do omówienia idziemy na kawę do kawiarni, albo na spacer do lasu a w domu dajemy sobie tylko dobrą energię. Nie znaczy to, że zrezygnowaliśmy ze swoich własnych zainteresowań. On lubi filmy, ja wolę czytać książki. On spotyka się z kolegami na piwie, ja spotykam się ze swoimi przyjaciółkami. Ale zawsze najchętniej spędzamy czas razem:)

Jak wszyscy zakochani :)

7 komentarzy:

  1. To jest piękne! Tak sie odnaleźć po latach.Przeważnie małżeństwa ogarnia "syndrom pustego gniazda".Was to ominęło.Cudownie!
    I wiesz,zainspirowałaś mnie.Napiszę notkę w wolnej chwili...

    OdpowiedzUsuń
  2. I tak trzymaj Kiciu.Ja też należę do tych szcęśliwych, choć mnie się udało i nie zmieniałam męża.Marzyłam o córce i udało się urodzić córke, w tym roku zostałam babcią a wnuczek ma 4,5 miesiąca , a wygląda na 7 lub 8.(to po moim ukochanym zięciu,190cm ) Wprawdzie córka jest daleko(1100km), a odkąd wyjechała u nas tez sie poprawiło i od 9 lat tak trwa.Mój też mało wymagający i nie ma tragedii gdy nie zrobie obiadu tylko coś w zamian. Mam starutkiego jamnika i ogromnie go kochamy.A w sierpniu stuknie nam 45 rocznica ślubu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mocno zazdraszczam, zwlaszcza załątwiania spraw poza domem, na kawie. Ja swoje troski rozwiązuję tu i teraz! Nie odkładam.:)))))

    Ponowiłam zaproszenie, bo walnęłam byka, hehe sorry;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Neskavka- my się nie mogliśmy doczekać kiedy pójdzie na swoje, bośmy nigdy sami ze soba nie byli a synek bardzo był z nami zżyty i ani mowy o prywatności nie było :) Już jak miał dwadziesia parę lat i ciągle mieszkał z nami tosmy raczej syndrom pełnego gniazda mieli :)
    Anabel - gratuluję rocznicy, nam minęło w marcu 22 lata od ślubu i 23 odkąd mieszkamy razem. Jak się ludzie kochają to zawsze się odnajdą. Z ex nie pasowaliśmy do siebie pod żadnym względem, więc i szybko się rozstaliśmy. Już nawet nie chcę pamiętać jak to było. Ważne, że z tym przetrwaliśmy wszelkie zawirowania i zawsze z uśmiechem, życzliwością dla siebie.

    athina - dziękuję za zaproszenie, już sie trochę martwiłam :) A to załatwianie spraw poza domem wzięło się z potrzeby ochrony dziecka przed moją wybuchową naturą :) I zdało egzamin. Poza tym na neutralnym gruncie, a jeszcze w otoczeniu innych ludzi, człowiek mimo woli bardziej się kontroluje i mniej głupstw mówi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiciu, udzielam się jeszcze na II blogu, pisanym w duecie ze znajomym bloggerem i zapraszamy do zajrzenia:
    www.black-grey-white.blog.onet.pl
    To dopiero początki, mamy nadzieję,że dobrze nam pójdzie.
    Pozdrawiam, :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nareszcie dotarlam tu:) I rozgoszcze się:)

    OdpowiedzUsuń